Od pewnego czasu, jeżeli tylko możemy raz w roku wyjeżdżam z koleżanką w maju na wczasy kondycyjno - odchudzające. w Tym roku zebrała się nas grupka 5 osób i właśnie dziś rozpoczynam turnus. Rozpoczął się - wiadomo - przydziałem pokoi oraz obiadokolacją. Program składa się z diety redukcyjnej oraz zajęć ruchowych - w ciągu dnia mamy nordic walking 1,5 godziny, pilates, aerobik w basenie i zajęcia fitness, potem jeżeli ktoś ma ochotę - zabiegi. Ja chodzę na 3 zajęcia, aerobik na sali sobie odpuszczam bo nie lubię - nie mam w ogóle zdolności do zapamiętywania sekwencji kroków i kończy się to na tym, ze wszyscy w prawo a ja zawsze przeciwnie :)
Wieczorem mieliśmy spotkanie z trenerem, jutro rano - o ósmej - ważenie ( nieobowiązkowe ), przydział do grup w zależności od sprawności i zaczynamy. Trzeba tylko dobrze to rozegrać taktycznie bo chcemy być w jednej grupie.
Na co liczę ? Na super wypoczynek, kilogram tkanki tłuszczowej w dół oraz przede wszystkim na przypływ energii jaki mam zawsze po takim wyjeździe oraz wzrost motywacji do ćwiczeń na następne miesiące.
sobota, 25 maja 2013
sobota, 18 maja 2013
Brak uczucia sytości
Co jakiś czas mam taki dziwny dzień i dziwne odczucia. Po normalnych posiłkach w ciągu dnia mam ochotę zjedzenia czegoś ( to nie jest głód - umiem już to rozpoznać ), jem więc różne rzeczy i nie mogę się nasycić. Na obiad zjadłam łososia z sałatą, najadłam się porządnie a potem ten dziwny stan - coś bym zjadła. na pierwszy ogień poszła czekoladka pistacjowa. Potem 2 kanapki z serem żółtym i pomidorem. Nie było to jedzenie kompulsywne, bo wszystko odbywało się w odstępach czasu. Potem kogel - mogel. Nie czułam się usatysfakcjonowana. Ani najedzona - ale przecież jak nie czułam głodu to jak mam poczuć sytość. Potem jeszcze ananas z puszki i czekoladka Malaga. Jak zaczęłam to pisać to zdałam sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie jedzenia, a czegoś innego mi brakuje dzisiejszego wieczoru, tylko nie potrafię zidentyfikować czego. No tak, znowu zdałam sobie sprawę jak skomplikowanym bywa proces jedzenia, jak wiele funkcji spełnia i jak dużą role odgrywa ty psychologia.
Myślę, że na to wszystko pomógł by mi tylko śledź w śmietanie ale go nie mam w lodówce :)
Myślę, że na to wszystko pomógł by mi tylko śledź w śmietanie ale go nie mam w lodówce :)
piątek, 10 maja 2013
Ocena eksperymentu diety 5:2
Taka już jestem. Na początku robię coś z szalonym zapałem, potem się on zmniejsza, czasami spada do zera ale potem czasem wraca. Nie mówię tu o odchudzaniu, które na spokojnie kontynuuję, ale o pisaniu bloga. Długo nie pisałam, ale mam zamiar to naprawić, i ten post ma być tego początkiem.
Jak już pisałam, zrobiłam miesięczny - na razie - eksperyment z dietą 5:2 i opiszę moje wyniki, przemyślenia i spostrzeżenia. Ciężko mi było ocenić rezultaty na wadze, bo na tej diecie wahania wagi w związku z gromadzeniem i traceniem wody są jeszcze większe, niż to było u mnie wcześniej ( 1 kg różnicy w poszczególnych dniach to u mnie norma :( ). Wczoraj jednak zmierzyłam sobie poziom tkanki tłuszczowej na dokładnym urządzeniu i wyniki są - minus 2,5 kg czystego tłuszczu w miesiąc, od 8 kwietnia. W sumie od stycznia straciłam 6,3 kg tłuszczu i 0,6 kg beztłuszczowej masy ciała. Jestem zadowolona, biorąc pod uwagę że marzec był do niczego jeżeli chodzi o wyniki.
A więc pierwszy wniosek - dieta działa. To co zauważyłam niekorzystnego dla mnie że mniej zaczęłam pracować nad moimi nawykami dotyczącymi pór posiłków i to mi się nie podoba, to mam zamiar zmienić. Chodzi o jedzenie śniadań i nie podjadanie wieczorem, zaczęło wkradać mi się myślenie " skoro waga spada to mogę sobie odpuścić". Tak nie może być, trzeba przede wszystkim utrwalać dobre nawyki jeżeli schudnięcie ma być trwałe.
To co jeszcze zauważyłam stosując te dwa dni bardzo nisko kaloryczne to to, że w pozostałe dni mniejsze porcje są w stanie mnie nasycić. Błędy, jakie popełniałam to częstsze sięganie po rzeczy wysokokaloryczne na zasadzie " już i tak mam duży sukces, mogę sobie pozwolić" - a takie myślenie już nieraz sprowadziło mnie na manowce w poprzednich latach. Tu ujawniła się kolejna zaleta pisania bloga - mogę to co czuję uświadomić sobie i nazwać po imieniu.
Jak już pisałam, zrobiłam miesięczny - na razie - eksperyment z dietą 5:2 i opiszę moje wyniki, przemyślenia i spostrzeżenia. Ciężko mi było ocenić rezultaty na wadze, bo na tej diecie wahania wagi w związku z gromadzeniem i traceniem wody są jeszcze większe, niż to było u mnie wcześniej ( 1 kg różnicy w poszczególnych dniach to u mnie norma :( ). Wczoraj jednak zmierzyłam sobie poziom tkanki tłuszczowej na dokładnym urządzeniu i wyniki są - minus 2,5 kg czystego tłuszczu w miesiąc, od 8 kwietnia. W sumie od stycznia straciłam 6,3 kg tłuszczu i 0,6 kg beztłuszczowej masy ciała. Jestem zadowolona, biorąc pod uwagę że marzec był do niczego jeżeli chodzi o wyniki.
A więc pierwszy wniosek - dieta działa. To co zauważyłam niekorzystnego dla mnie że mniej zaczęłam pracować nad moimi nawykami dotyczącymi pór posiłków i to mi się nie podoba, to mam zamiar zmienić. Chodzi o jedzenie śniadań i nie podjadanie wieczorem, zaczęło wkradać mi się myślenie " skoro waga spada to mogę sobie odpuścić". Tak nie może być, trzeba przede wszystkim utrwalać dobre nawyki jeżeli schudnięcie ma być trwałe.
To co jeszcze zauważyłam stosując te dwa dni bardzo nisko kaloryczne to to, że w pozostałe dni mniejsze porcje są w stanie mnie nasycić. Błędy, jakie popełniałam to częstsze sięganie po rzeczy wysokokaloryczne na zasadzie " już i tak mam duży sukces, mogę sobie pozwolić" - a takie myślenie już nieraz sprowadziło mnie na manowce w poprzednich latach. Tu ujawniła się kolejna zaleta pisania bloga - mogę to co czuję uświadomić sobie i nazwać po imieniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)