Dlaczego tak się dzieje, ze w pamięci zostają główne posiłki a przekąski z niej ulatują? Jeżeli siadamy aby zjeść w określonym, zwyczajowym miejscu nasz mózg rejestruje to jako regularny posiłek. Jeszcze lepiej gdy spożywany jest w spokoju, bez zbędnych rozproszeń typu oglądanie telewizji, czytanie gazety czy malowanie się przy śniadaniu. Należy pamiętać, że w procesie jedzenia nie uczestniczy tylko przewód pokarmowy, ale również nasze zmysły: wzrok, węch , czucie a nawet słuch – inaczej odbierany jest pokarm twardy i chrupiący, inaczej miękki czy płynny.
Gdy spisuję wieczorem co zjadłam, z głównymi posiłkami nie mam problemu. Natomiast nad rubryką "podjadanie, przekąski" siedzę ładnych parę minut i jak się potem okazuje i tak nie wpiszę wszystkiego, nie ze złej woli, ale dlatego że mój mózg tego nie zapamiętał. Na przykład wczoraj się zdziwiłam, że kupiłam mandarynki, sporo już zniknęło, przypomniałam sobie że je jadłam, a w dzienniczku są zapisane tylko dwie chyba. Ocenia się, że pacjent w gabinecie dietetycznym zaniża ilość zjedzonych pokarmów o co najmniej 1/4 - może to być prawdą, gdyż w jego świadomości tej 1/4 po prostu nie ma.
Świadome jedzenie, w określonych miejscach, z talerza, jak człowiek, jest jednym z moich celów.
Witam Pani Doktor.
OdpowiedzUsuńZainspirował mnie Pani blog i mam nadzieję, że w grupie raźniej i także postanowiłam trochę zrzucić na wiosnę... najgorsze są 2 rzeczy: przyzwyczajenie, że w ciąży się niczego nie odmawia i się je co i kiedy się chce a druga, że o ile jestem w pracy na mieście jest super, ale po powrocie do domu mam na wszystko ochotę i ciężko mi się powstrzymać od zjedzenia czekoladowego deserku itp. tłumaczę sobie że przecież to tylko 200kcal... i tak do 14 daję radę a potem polegam. Nie wiem jak z tym walczyć. Mąż mówi, żebym wtedy ćwiczyła, ale najgorsze jest to że one wcale nie dają mi radości i ten hormon szczęścia wcale mi się nie podnosi...i nie mam pomysłu co z tym zrobić...
tego hormonu szczęścia ja też nie czuję po ćwiczeniach, raczej czuję szczęście że to już koniec ćwiczeń i mam to z głowy :) - tak jest na początku, gdy ruszamy się okazjonalnie. Ale pamiętam z czasów, gdy chodziłam na ćwiczenia regularnie, że gdy z jakichś powodów nie szłam na zajęcia, czułam BRAK tego hormonu szczęścia, widziałam różnicę. Co do powstrzymywania się od jedzenia po przyjściu do domu, znam to bardzo dobrze. Ale teraz, gdy schudnięcie stało się moim priorytetem, radzę sobie z tym dobrze i zastanawiam się, jak cały ubiegły rok nie potrafiłam się powstrzymać, tak jak Pani. Nie wiem jak długo to potrwa, bo teraz jestem w lekkiej euforii, że mi wychodzi, ale myślę, że trzeba to sobie dobrze ułożyć w głowie.
OdpowiedzUsuńwitam! Późno juz...a dopiero trafiłam na bloga.. jutro doczytam resztę..ale przeczytałam akurat o jedzeniu miedzy posiłkami..i u mnie jest problem dojadania po dzieciach..to MASA kalorii - np. zje maluch pół kobeczka monte..i co? mysle..wyrzucic? jakos nie mogę i zjadam..grrr... i tak często..a to kanapka a to niedokonczony banan itp. itd...ech.. pozdrawiam! Mirka :)
OdpowiedzUsuń